Kolejną rzeczą jakiej się obawiałam było przebudzenie i pierwszy oddech. Nie chciałam, aby wyglądało to jak podczas pierwszej operacji. I mimo to, że życie nie jest koncertem życzeń tym razem się udało. Nie pamiętam pierwszego samodzielnego oddechu. Obudziłam się na sali pooperacyjnej odłączona od respiratora.
Obudziłam się i nie byłam sama.
Któż mógł być koło mnie jak nie rodzina?
Pamiętam z pierwszego dnia kilka rzeczy. Ale wspomnienia są pomieszane i nie jestem w stanie ułożyć ich chronologicznie. To tak jakby słowa mojego kolegi z czasów studiów nabrały sensu – miałam cyrk w bani.
Pojawiło się pasmo radości: mówiłam, poznałam siostrę i ojca, nie czułam przeraźliwego bólu i ruszałam rękami i nogami – lekarze przychodzili i sprawdzali to co jakiś czas.
Budziłam się i zasypiałam, jak dziecko potrzebowałam by siostra trzymała mnie za rękę. Była przy mnie tak jak wtedy, gdy byłam dzieckiem i bałam się spać sama. Spała ze mną. Chodziła w nocy do toalety kiedy potrzebowałam.
W. przyszedł do mnie i sprawdził czy ruszam rękoma. Powiedział, że nieźle go przećwiczyłam. Powiedział, że mam jeszcze jedną niespodziankę w głowie. Powiedział, że teraz idzie ale jeszcze przyjdzie. Przynajmniej wydaje mi się, że tak mówił. Nie pamiętam czy przyszedł.