Świetnych ludzi można poznać w szkole, na studiach, w pracy, w stowarzyszeniu… Ja poznałam również grupę fantastycznych dziewczyn na kursie Polskiego Języka Migowego.
Miedzy zbieraniną różnych dziewczyn, które niosą swoje życiowe bagaże pojawiła się ta niewidoczna, nie do uchwycenia chemia.
Otwartość, zaufanie, przestrzeń jaką sobie dajemy pozwala czuć się tak najnormalniej w świecie dobrze. Wybierając się na kurs PJM nie spodziewałam się wartości dodanej w postaci tych kilku dziewczyn.
Z dwoma z koleżanek zdecydowałam się nawet na wyjazd na pięciodniowe Warsztaty PJM w Wiśle. I nie żałuję. Choć przyznać muszę, że od obozu żeglarskiego sprzed chyba 14 lat nie miałam tak pracowitego urlopu.
Napięty harmonogram zajęć oraz wycieczki, które staraliśmy się wpleść w luki podczas zajęć sprawiał, że pod koniec dnia padałam na twarz. Upadek ten był pełen satysfakcji.
Cieszę się z każdego słowa, którego się nauczyłam oraz z każdego kroku, który zrobiłam. Cieszę się z wymigania piosenki Hej Sokoły. Cieszę się, że udowodniłam sobie, iż jest we mnie jeszcze siła, że potrafię zacisnąć zęby i się wspinać.
Przypomniałam sobie, że bardzo lubię góry i przyrodę. Czułam się tak jak wtedy przed uderzeniem choroby na dobre.
Postawiłam sobie nowy mały cel – wejdę na Baranią Górę J
Poza zwiedzaniem, nauką, poznaniem nowych osób zrobiłam jeszcze jedno. Kontynuowałam swoją prywatną misję. Podczas jednego z obiadów jedna z dziewczyn zwróciła uwagę na dużą ilość soli jaką posypałam jedzenie. Powiedziałam, iż spożycie przeze mnie soli w takiej ilości można potraktować trochę jak zalecenie lekarskie. Od słowa, do słowa doszliśmy do tematu stomii. Standardowo odpowiedziałam na całą masę pytań dlaczego?, co?, jak?, czy to boli?, czy to do końca życia?, dlaczego nie chcesz przywrócić ciągłości? i wiele innych.
W tak zwykły sposób udało mi się uświadomić kilka kolejnych osób z całej Polski. Cieszę się. I sama sobie przyklasnę.