W jednym z moich wpisów mówię o tym, jak znalazłam się we właściwym dla mnie miejscu. Na treningu kick boxingu.
Wbrew dużemu zadowoleniu i całkiem niezłej kondycji, jak na moją sytuację, raz musiałam wyjść z sali w trakcie zajęć. Chwilowa niedyspozycja. Zdarza się najlepszym po kilku dniach zrozumiałam.
Stanęłam na nogi. Odpoczęłam na urlopie i wróciłam.
Trening po trzech tygodniach przerwy, był tak samo męczący jak ten pierwszy w życiu.
Kondycyjnie zaczynałam od nowa. Ale miałam głębokie poczucie, że wróciłam na właściwy tor.
Miałam to poczucie do momentu, kiedy moja ciuchcia się wykoleiła.
Wczesnym ranem, po jednym z treningów zaczął boleć mnie brzuch. Tok wydarzeń był standardowy: ból, chodzenie po mieszkaniu, tabletki, termofor. Ból jednak nie chciał przejść po skorzystaniu z wszystkich metod, które dotąd mnie nie zawodziły.
Godzina.
Dwie.
Trzy.
Wreszcie zadzwoniłam powiedzieć Siostrze, z którą pracujemy w jednej firmie, że nie pojawię się w pracy. Przyjechała sprawdzić w jakiej formie jestem przywożąc na zamówienie napój gazowany (nie będę robić reklamy). Kiedy weszła akurat do bólu dołączyły wymioty i brak sił na ruszenie się z łóżka – została więc ze mną w domu.
Czułam, że zabawa z brzuchem trwa za długo.
Nadszedł czas na telefon do Przyjaciela. Doktor kazała mi stawić się na izbie przyjęć. Pojechałam. Zrobili mi badania. Wszystko ok.
Zastanawiając się skąd ten ból zapytałam, czy przyczyną może być wysiłek fizyczny taki jak pompki, które robiłam na treningu, czy to po prostu moje ciało protestuje bez powodu – na złość mojej głowie?
Już chwilę później żałowałam, że w ogóle się odzywałam.
Oj nie, nie rób takich rzeczy. Kick boxing w twojej sytuacji to nie jest dobry pomysł. Ja wiem, że taka twoja ekspresja, ale może lepiej basen?
Buuum.
Co zrobiłam? Od razu się popłakałam. Nie potrafiłam opanować swoich emocji. Byłam podkurwiona. Dudniła mi w głowie myśl trudno nim się rozkręciłaś musisz się zatrzymać.
Zastanawiałam się czym teraz się zajmę?, może oddam jakiejś potrzebującej osobie rękawice i bandaże?, może napisać do Pawła, że nie wymiękam, ale muszę zrezygnować?
Byłam przytłoczona. Ale z każdym dniem bardziej chciałam wrócić na salę. Chciałam spróbować jeszcze raz. Chciałam sprawdzić, czy ruch rzeczywiście może wpływać na mój brzuch negatywnie? Przecież przez wcześniejsze dwa miesiące nic się nie działo.
Zastanawiałam się czy zejdę ze sceny niepokonana kiedy odpuszczę po jednym sygnale od organizmu, a może wtedy gdy spróbuję i sytuacja z bólem brzucha się powtórzy?
Powalczyć by być może nigdy ze sceny nie schodzić???
Zrezygnować by się nie zawieść??
Mogłam zrobić tylko jedno…!